niedziela, listopada 13, 2005

Naszym celem jest Chiapas!


A wiec stopujemy dalej, juz bez Katki, szczerze mowiac bardzo sie z tego ciesze. Od poczatku ta dziewczyna dzialala mi na nerwy. Nie spotkalem jeszcze kogos tak egoistycznie i sceptycznie nastawionego do zycia. Zaczelo sie juz w ambasadzie Ekwadoru w Warszawie, wlasciwie kazda moja wypowiedz byla kontestowana, czesto w smieszny zeby nie powiedziec glupi sposob. Na kazda propozycje Katka ma zawsze dziesiec sowich lepszych. Ta kobieta powinna po prostu podrozowac sama. Szkoda tylko ze jest to takie niebezpieczne. Zaproponowalismy jej zeby sie spotkac przy granicy z Belize i tam znowu kontynuwac razem podroz przez niebezpieczna Ameryke Centralna. Ale ona chyba juz ma dosyc wspolnej podrozy a szczegolnie mojej osoby i nawzajem.

No ale wrocmy do naszej podrozy. Ciezki poranny 2 kilometrowy marsz zostal dzieki bogu przerwany przez auto ktore zabralo nas z Zipolite do Puerto Angel. Po drodze do szalu doprowadzaly mnie mijajace nas taksowki ciagle oferujace to samo. No ale ruszmy. Docieramy do Poczutli. tam juz sami ruszmy w strona Bahia Huatapulco i Salina Cruz. Powoli ale przesuwamy sie do przodu. No i w koncu ladujemy na drodze gdzie nic nie jedzie, upal, konczy sie woda, nie mamy juz peso meksykanskie, poczucie totalnej beznadziei. Ale jak mowi prawo autostopowe z kazdego miejsca da sie ruszyc, podjezdza nagle luksusowy samochod terenowy z milym Meksykanczykiem, ktory sam do konca nie wie ktora droga ma jechac do domu do Veracruz. Uswiadamiam mu jak ma jechac i ze nasze keirunki przez nastepne 200 km sa zbiezne. Facet ma okolo 40 lat i mowi ze smutno i nudno mu podrozowac samotnie. Troche wstydze sie siedziec kolo niego w tym niezlym samochodzie wybrudzony od stp do glow brudem z poprzednich stopow ciezarowkowych.

Koles sie rozkreca, wlacza swoja ulubiona muzyke na caly regulator. I opowiada o swoim zyciu. Mam obecnie trzecia zone, troche dzieci i 20 kochanek. Upaja sie swoim sukcesem. Pokazuje zdjecia. Widze na nich piekne kobiety o wygladzie modelek w roznycch pozach. Niezle naprawde. Ale ja nie wiem czy to jest czysty uklad, czy on im placi. Trudno powiedziec. Dla nas jest strasznie mily. Kupuje nam picie i cos do przegryzienia mimo naszych protestow. A potem kazde plyte ktora sluchamy prezentuje nam:)) Odnosze wrazenie ze Meksykanie chca bysmy mielie jak najlepsze wrazenie o nich i o ich kraju, jak cie wezma na stopa to czuja sie gospodarzami. Daje on nam takze swoj numer telefonu. "Jak bedziecie cos potrzebowac w Meksyku to dzwoncie"

Wysiadamy po 2 godzinach z jego samochodu na skrzyzowaniu 2 autostrad. Olbrzymia przestrzen i wiatr. Auta jada tak szybko ze trudno oczekiwac ze sie zatrzymaja. Ale ku naszemu zdziwieniu zatrzymuje sie TIR. Zabiera nas do najblizeszje stacji beznynowej i strasznie angazuje sie w poszukiwaniu dalszego stopa do Tuxlti stolicy stanu Chiapas. Kuouje nam wode. Opowiada Oli ze jest najpiekniejsza kobieta na swiecie. Chyba sie zakochal. Dzwoni do innych kierowcow TIROw czy nie moga nas zabrac. My tymczasem staramy sie szukac stopa wsrod kierowcow samochodow osobowych.
Tutaj po raz pierwszz spotykamy cale kolumny aut z Ameryki srodkowiej, prowadzone przez auto pilota. Kupili jakies rozwalone auta w USA i wracaja do swych krajow, moze po paru latach pracy., Obladowani do granic mozliwosci. Wracaja do swych domow w Salwadorze czy w Nikaragui. Przypomina mi to Polakow na granicy polsko-niemieckiej. Jakze swiat jest maly. Inne kraje, inne kontynenty ale te same standardy zachowan. W koncu odjezdzamy. Niestety to tylko kolejne 30 km a mamy do przejechania jeszcze 200 km. Niestety w miejscu w, w ktorym wysiadamy nie ma juz zaznaczonej na mapie stacji beznynowej - sa jej pozostalosci. Przy dordze znajduje sie pare podlych barow i jacys podpici Meksykanie zachowujacy sie jednak przyjaznie. Niesympatyczna okolica. Lapiemy dalej stopa ale z coraz mniejsza wiara, ze cos zlapiemy. O rany straszne miejsce na spedzenie nocy. I jeszcze ten brak pesos. Jestesmy glodni. Jest juz totalnie ciemno. Pytam sie w barze co maja. O sa kanapki za 12 peso ale niestety dolarow nie przyjmuja, wchodze do nastepne i za 3 dolary zamawiam dwie dosyc pozywne kanapki. No przynajmniej glod jest zaspokojony. Bar, w ktorym zamowilem jedzenie oferuje do sprzedazy kije baseballowe do saoobrony co poteguje nasze poczucie zagrozenia. Wszyscy mowia nam o jakims busie ktory ma tu przyjechac. Ale wiadomo jestesmy w Ameryce Lacinskiej. Jedni mowia ze on bedzie 18 inni ze o 23:30, inni ze o 19:00. W kocnu autobus przybywa.

Jest 18:30:))) I ku naszemu zdziwieniu z autobusu wyglada nasz kierowca TIRA. Przyjechal tutaj za Ola, zakochany:)) Oczywiscie zartuje. po prostu zostawil swojego TIRA i wraca do domu, od razu kupuje nam bilety do miejsca postoju innych TIROW, gdzie wedlug niego mozemy kontynuowac jazde z nim az do Tuxtli. Oczywisce nie chcemy wysiadac po ciemku na jakims poboczu pelnym TIrow. Kategorycznei odmawiamy i kontynuujemy podroz autobusem z przesiadka w Ariedze. Tam dzwonimy do naszego hosta z Hospitality, ktory radosnie oznajma ze wyjdzie po nas na dworzec w stolicy stanu Chiapas, Uff jak super. Ale nam sie humory poprawily. No i udalo mi sie wyciagnac z bankomatu pieniadze za ktore kupilismy przepyszna Fante o smaku mandarynkowym.

Pryzjezdzamy na dworzec w Tuxtli. To juz Chiapa, otaczaja nas zupelnie inne twarze, Indianie bardzo malego wzrostu ale bardzo sympatyczni. Ktorki telefon do hosta i czekamy. Ma byc za 5 minut. Cholera. Jest juz prawie polnoc a jego nie ma. W koncu sie pytam. No tak w tym miescie jest wiecej dworco. Nasz host poszedl na inny. W kocnu bierzemy taksowke i dojezdzamy na miejsce. Tutaj czeka nas chlodne i bardzo oficjalne przyjecie. Bagaze zostawcie na zewnatrz. Szklanka wody i nocleg w namiocie w ogrodzie. Mimo ze nasz host ma olbrzymi dom w ktorym mieszkaja tylko 3 osoby. No i na noc zamyka nam drzwi tak ze nawet nie mamy dostepu do lazienki, ale co tam rozbijamy namiot i zmeczeni szybko zasypiamy.

Autor: MalyRycerz

Brak komentarzy: