piątek, listopada 04, 2005

Wznioslosc i kicz


Mexico city. Pierwsze wrazenie? Przytlaczajace! Nasunelo mi sie skojarzenie, jak wjezdzalam rowerem do Gdyni, po dwoch tygodniach obcowania z miasteczkami typu Leba czy Ustka.
Wielkie budynki! Ponad 10 linii metra. Tlumy ludzi na ulicach, przepychajacych sie, tracajacych, pokrzykujacych, sprzedajacych! Sprzedaja doslownie wszystko. Wielopasmowe ulice, pelne samochodow, i to nie takich pamietajacych epoke Kennedyego, tylko nowoczesnych, pedzacych, blyszczacych, stukonnych!
Po Kubie, nasuwaja sie rozne banalne skojarzenia jak zobaczysz takie miasto. Troche Stany, troche Europa Zachodnia, troche Tokyo.
Ale zaraz pozniej nastepuje szybkie zzoomowanie Mexico City. I co?
Indianskie twarze. Roznokolorowe i takroznopachnace zarcie, zawijane w zielone lub biale tortille. Pierwszy szaman spotkany na placu Zocalo. Monumentalne koscioly, upstrzone powiewajacymi horagiewkami. Przesyt WSZYSTKIEGO.
Wznioslosc i kicz.
Ogladamy bardzo tendencyjne malowidla scienne meza Fridy - Diego Rivery. Tematyka: rewolucja i cudowna przemiana systemu na socjalistyczny. Mozna znalezc takie perelki jak np. "Smierc kapitalisty".
Wchodzimy tez na genialna wystawe zdjec o obrzedach religijnych w Haiti. Przerazajace. Obrazy niczym z nocnego koszmaru (tak stwierdzil Marcin, i mial racje)
Co jest fajne - w bardzo wiele miejsc mozna wejsc za darmo.

Delektujemy sie pysznym zarciem. Kupujemy ponadlitrowe piwo Sol, 6procentowe i wracamy do naszego "domu".
Jak cudownie miec dom w obcym miescie!

Autor: Ola

Brak komentarzy: