wtorek, listopada 22, 2005

Tulum - palmy, kokosy turkusowe morze i darmowe ruiny


Upuszczamy Playe del Calrmn i po dosc szybkim stopie docieramy do Tulum. Pare minut marszu i jestesmy znowu w raju. El Mirador - czyli punkt widokowy. Tak nazywa sie miejsce, do ktrego dotarlismy. To camping polaczny z cabanami, czyli domkami z bali i palm. Za 60 peso rozbijamy namiot. Z plazy widzimy juz ruiny prawdawnego portu Majow. Jest cudownie. Na palamch jest mnostwo kokosow, ktore takze leza na pasku. Wszystko ozna brac za darmo. Dobieramy sie do pierwszego w naszym zyciu kokosa. Uzywam mojej maczety. Po 30 inutowych walkach udaje nam sie dotrzec do otworu z ktorego poplynal kokosowy napoj jednak o smaku malo kokosowym. Na sciankach owocu mozna znalezc jednak pyszny kokosowy miaz. Zajadamy sie ze smakiem. Warto bylo troche powalczyc.

Wspomniec nalezy tez, ze na plazy pojawila sie jak zjawa Katka. Rozmawiamy troche. Jest chyba w dobrym humorze. Duzo do tej pory zwiedzila, dzieki Bogu nic jej sie nie stalo i jest zdrowa. Nie rozmawiamy zbyt wiele i znika nam z oczu. Pewnie do nastepnego nieoczekiwanego spotkania...

Po 3 godzinnym pobycie na plazy postanawiamy dotrzec do ruin. Slyszelismy ze mozna do nich wplynac za darmo. Ale ciezko nam sobe to wyobrazic bo przeciez jak przetransportujemy aparat. Ruszymy po skalach wzdluz brzegu w strone strefy archeologicznej. Jest dosc stroma a skaly sa bardzo ostre wiec droga jest trudna. W dole widozmy nurkjacych w 2 co do dlugsci rafie na swiecie. Rany szkoda ze nie mamy ze soba maski. Wspianamy sie na wzgorze i docieramy do malego murku z kamieni. Przechodzimy przez niego i widziy jakis turysto i zadbane sciezki. Chwila wachanai i wskakujemy miedzy zwiedzajacych. Tak w ten sposob weszlismy do miasta Majow za darmo. Zaoszczedzilisy 76 peso. Miejsce jest przepiekne, polozone na skala tuz nad mozem z pieknymi 2 plazami, ktore kiedys sluzyly Majom za port. Handlowali oni stad z teranami dzisiejszego Belize i Hondurasu i z calym obszarem Jukatanu.

Wieczorem szukamy znowu klimatu jakiejsc zabawy, ludzi z ktorymi mozna wypic piwo. Niestety opisywany przez nasz przewodnik El Mirador i jego restaracja sa dosc puste. Moze to nie sezon a moze idiotycznie wysokie ceny jedzenia i piwa odstraszaja turystow. Ruszamy w poszukiwaniu czegos lepszego no i w sasiednim osrodku znajdujemy, knajpke w ktorej dzieki Bogu siedzi troche osob. Zamawiamy 2 piwa i cos do jedzenia. Patrzymy dokladnei w karte, mala Corona kosztuje 15 peso. Zjadamy chwila rozmowy i poniewaz nie nawiazujemy kontaktu z nikim postanawiamy placic itwyjsc. Kelner podaje rachunek ktory jest o 10 peso za wysoki. Pytamy sie czemu. Na to on ze piwo kosztuje 20 peso, my mowimy ze 15 bylo on pokazuje karte w ktorej wsyzstkie ceny sa wydrukowane a jedynie cena piwa zaklejona i przyklejone jest 20 zamiast pietnastu. Mowimy mu ze bylo 15 a on na to bezczelnie ze we wszystkich kartach jest 20. To dziwne bo do tej pory nikt nas nie probowal oszukac w Meksuku. Spotykalismy milych i kochanych ludzi a tutaj taka niespodzianka. Moglisy sie bardziej upierac ale cos w koncu placimy. Nie iwem jednak ze ma do czynienia z Polakami. Zemsta jest slodka. Wchodzimy do prysnicow i po prostu niszczymy jeden wyrywajac rure ze koncowka od prysnica i zakopujemy ja w piachu. Ola tez sie doklada do tego niszczac kwiat rosnacy przed restaracja. Juz w gorszych chumorach wracamy do siebie ale dranie maja za swoje. Moze nauczy ich to rozumu. Jeszcze czeka nas wilgotna i zimna noc w namiocie. Jutro opuszczamy Meksyk i udajamy sie do Belize.

Autor: MalyRycerz

Brak komentarzy: